14. SYRIUSZ: Proces o morderstwo

Zaraz po wyjściu Moody’ego i Aurorów, uwięzieni na jakiś czas w Sali Spraw Poważnych członkowie Zakonu Feniksa zerwali się ze swoich krzeseł. Niemal wszyscy stanęli na drugim końcu pomieszczenia, jak najdalej od Syriusza. Podzielili się na małe grupy i rozmawiali szeptem. Co chwilę ktoś posyłał Syriuszowi nerwowe, przerażone spojrzenie. Urywki zdań, które słyszał, a które na pewno nie były przeznaczone dla jego uszu, drażniły go najbardziej.

– Zamordować tylu ludzi…

– …to okropne…

– Nawet nie o to chodzi… on ponoć zrobił to jednym zaklęciem!

Dorea siedziała na jednym ze skrajnych krzeseł. Obejmowała ciągle łkającą Marthę Longbottom i głaskała ją po płowych, poprzetykanych siwizną włosach. Pocieszała ją, choć sama teraz potrzebowała pocieszenia. James z Charlesem jeszcze nie opuścili Kwatery, a na jej twarzy już malowała się przejmująca troska i matczyny strach. Syriusza obdarzyła tylko jednym, zbolałym spojrzeniem znad ramienia Marthy. W chwilach takich jak tamta, chłopak myślał, że nie zasługuje na to, by nazywać ją matką.

Remus z Peterem stali koło drzwi w obawie, by nikt nie spróbował się wymknąć. Było to kompletnie niepotrzebne. Żaden zdrajca, który miał choć odrobinę oleju w głowie, na pewno nie próbowałby wyjść, bo ściągnąłby tym na siebie wszystkie podejrzenia.

Kilka razy w tłumie mignęły Syriuszowi ciemne oczy Andromedy. Dziewczyna krążyła pomiędzy Emmą i wujem Alfardem, podpierając dłońmi krzyż. Pewnie myślała o tym, by jakoś wesprzeć Blacka, ale też znała go dość, by wiedzieć, że on nie ma teraz najmniejszej ochoty na rozmowę.

Syriusz otworzył okno i bezmyślnym wzrokiem wodził po horyzoncie. Przeszukał kieszenie w poszukiwaniu jakiegoś zagubionego i zapomnianego papierosa. Nie znalazł nic. Po kilkunastu minutach podeszła do niego Mary. Stanęła obok, chyba chciała coś powiedzieć. W końcu tylko chwyciła jego dłoń. Ośmielona tym, że on pozwolił jej to zrobić, rzuciła mu się na szyję. Syriusz objął ją lekko jedną ręką. Lawendowy zapach podrażnił mu nozdrza.

– Dla mnie to nie żadnego znaczenia… wiesz o tym? Najważniejsze, że wróciłeś…

Chłopak kiwnął głową. Doceniał to, że podeszła. Nikt inny tego nie zrobił. Nie chciał, żeby teraz poczuła się odtrącona. Ale też nie wiedział, co odpowiedzieć. Jak zawsze w takich przypadkach postanowił pominąć jej słowa stosownym milczeniem. Drugą ręką sięgnął do kieszeni jej sukienki i wyciągnął z niej paczkę Tęczowego Tytoniu.

– Mary, idź już – powiedział stanowczo i puścił ją.

Dziewczyna z początku chciała zaprotestować, ale w końcu posłusznie odsunęła się i odeszła w stronę Alicji. Black ponownie zagłębił rękę w swoją lewą kieszeń i po chwili wyciągnął z niej metalową zapalniczkę, na której wygrawerowany był z jednej strony jakiś napis w nieznanym chłopakowi języku, a z drugiej strony piękny orzeł, a którą kiedyś razem z Jamesem rąbnęli z jednego ze stoisk na targu staroci w Dolinie Godryka. Dlaczego nie ma tu Jamesa? On jest jedyną osobą, którą chciałbym teraz widzieć…

– Syliuś! – usłyszał nagle cienki głos w okolicy swoich kolan. Mały Charlie Weasley stał na paluszkach zaraz obok niego, zadzierał w górę główkę i ciągnął go za nogawkę. – Obieciałeś mi ośtatnio, zie nauciś mnie latać na miotełcie!

Pomimo parszywego humoru, Syriusz uśmiechnął się lekko i ukucnął obok malca.

– Nauczę. No pewnie, że nauczę – odpowiedział, głaskając go po rudej czuprynie. – Tylko nie dzisiaj, bo…

Wtem podbiegła do nich Molly i chwyciła synka na ręce. Popatrzyła na Blacka z mieszaniną odrazy i lęku, po czym obróciła się na pięcie i odbiegła z powrotem do swojego męża.

***

Na korytarzu rozległo się szybkie stukanie drewnianej laski i kilka sekund później starannie zamknięte Colloportusem drzwi z impetem otworzyły się na oścież, ukazując Moody’ego z brzydkim grymasem na pokaleczonej twarzy. Cała uwaga skupiła się na nim.

– Lupin, Crouch, Slughorn, Evans, Weasley i Bones za mną – warknął. – Nie ty, Edgar. Amelia.

– Alastorze, potrzebujemy więcej ludzi!

Syriusz rozpoznał w tym głosie ojca. Wyprowadzonego z równowagi i niemal krzyczącego, ale nadal Charlesa.

– Nie ma mowy! Nie ufam żadnemu z nich! Nie wyjdą z tego pokoju, dopóki moi nie wrócą z akcji!

– A jak coś się nie uda? – Charles kontynuował swoją myśl. – Musisz mieć Plan B.

– Ewentualny Plan B też zrobię moimi Aurorami.

– Na Merlina, ich jest tylko sześcioro!

– Co ty masz zamiar zrobić, Alastorze? – spytał Barty Crouch tonem, jakby przez ostatnie kilka godzin myślami był kompletnie gdzieś indziej i nie słyszał wcześniejszej propozycji Jamesa.

– Mam zamiar odbić więźniów z procesu – powiedział tamten, wyraźnie delektując się wywołanym tymi słowami wzburzeniem Croucha. – A ty powiesz mi jakie polecenia i komu będziesz wydawał od samego rana, jaki będzie rozkład sali, ilu będzie Aurorów, strażników, ile osób postronnych i gdzie będzie siedział pieprzony Orion Black ze swoją pieprzoną małżonką.

– Oczywiście, że powiem – oznajmił Barty niechętnie. – Ale wiedz, że ja prowadzę tą rozprawę, więc Jack i Louis nie będą odpowiadać za nie swoje zbrodnie. Będzie fałszoskop. Ja znam prawdę. Nie pozwolę na niesprawiedliwość.

– A więc to tak? – krzyknęła Nicole McKinnon, zrywając się z krzesła. – Skazałbyś ich TYLKO na kilka krótkich lat w Azkabanie za porwanie Notta?!

– Tak. Porywając go, złamali prawo. Za to przestępstwo powinni odpowiadać przed sądem.

– Doreo, czy ty to…

– To może od razu zaaresztuj mordercę sześciu ludzi! – warknął Moody, podchodząc do Croucha na odległość jednej stopy. – Śmiało, obrońco sprawiedliwości. On stoi tuż za tobą.

Syriusz poruszył się niespokojnie. Zacisnął palce na schowanej w kieszeni dębowej różdżce i wyzywająco wbił wzrok w plecy Bartemiusza. Jeśli byłby na tyle głupi, by naprawdę spróbować, Black musiałby interweniować. Nie dałby się wsadzić do Azkabanu jakiemuś Crouchowi. Ani w ogóle komukolwiek, obojętnie jak wiele miałby przeciwników. Nie chciał jednak robić krzywdy żadnemu członkowi Zakonu, a już szczególnie w obecności matki. Barty na szczęście nie dał się sprowokować Moody’emu i nie odwrócił się.

– Nie jestem zdrajcą, więc nie powiem w Ministerstwie o tym, że planujecie taką akcję. Ale jeśli tylko zobaczę coś niepokojącego na MOIM procesie, to zrobię wszystko, żeby wam się nie udało. A teraz przepraszam – powiedział, wymijając Szalonookiego. – Wychodzę. Za godzinę, Alastorze, wyślę ci sowę z informacjami, o które prosiłeś.

Moody przeskoczył dwa kroki na zdrowej nodze i zatrzasnął Crouchowi drzwi końcem laski przed samym nosem.

– Nigdzie nie pójdziesz!!!

– I tak nie utrzymasz nas wszystkich tu do jutra – wtrąciła się Dorea, podnosząc się z krzesła. – Nauczyciele, Amos, Ann, Benio i Patrick muszą normalnie stawić się w pracy. Nie możemy pozwolić sobie na utratę ich posad.

– Moja żona ma rację. Komuś musimy ufać.

– Alastorze, Barty i tak musi wyjść – poparł Potterów Lupin. – Nauczycieli, Patricka i Amosa nie było, kiedy na spotkaniu poruszany był temat porwania Notta. To prawie pewne, że nikt z nich nie zdradził.

Moody wyglądał, jakby właśnie przełknął sporą wiązankę wulgaryzmów najgorszego sortu.

– Idźcie. Horacy, ty zostań. Potrzebujemy więcej informacji na temat Wielosokowego.

Najpierw Barty Crouch z dumnie zadartym nosem, a potem nauczyciele, na czele z Minerwą McGonagall, zaczęli powoli opuszczać salę. Zaraz za nimi wyszedł Patrick, żegnając się uprzednio z Emmeliną i Beniem Fenwickiem. Na sali znów było cicho jak makiem zasiał. Moody powiódł swoim sztucznym, błękitnym okiem po zebranych.

– Ci, których wymieniłem, za mną – warknął. – A wy – dodał, wskazując palcem na Nicole i Marthę – możecie zejść do kuchni i zrobić reszcie kanapki.

***

Minęło dokładnie czterdzieści siedem minut, odkąd wiszący, wahadłowy zegar wybił godzinę dwudziestą drugą i czterdzieści trzy, odkąd trójka dzieci Weasleyów zaczęła drzeć się wniebogłosy. Siedzenie od szesnastej w Sali Spraw Poważnych na niewygodnych, drewnianych krzesłach było niezwykle uciążliwe nie tylko dla próbującej się rozdwoić Molly, ale też dla starego wuja Alfarda i jeszcze starszego Elfiasa Doge’a oraz Andromedy, która od kilku godzin próbowała wyprosić u pilnującego drzwi Petera wizytę w toalecie.

Przez te kilka godzin Syriusz rozmawiał tylko Glizdkiem, który bardzo przejęty swoim zadaniem, średnio raz na dwa zdania kompletnie gubił wątek i z Doreą, która była wyraźnie rozżalona, że nie została dopuszczona do ustaleń w ścisłym gronie Dowództwa i nie miała komu powiedzieć, jak bardzo martwi się o Jamesa. Raz Black napotkał spojrzenie stalowych oczu Dorcas Meadowes. To była dziwna chwila, bo chłopak znów tak jak kiedyś poczuł, że łączy ich nić porozumienia. Później jednak czarnowłosa skrupulatnie unikała jego spojrzenia.

Kiedy otworzyły się drzwi, wszyscy odetchnęli z ulgą. Powróciła do nich nadzieja na opuszczenie tego przygnębiającego zgromadzenia. Pierwszy wkroczył Moody, a za nim wszyscy, którzy na jego polecenie wychodzili w międzyczasie.

– Siadać – rozkazał nieznoszącym sprzeciwu tonem. Dzieci Weasleyów jak na komendę przestały ryczeć. – Powtórzę jeszcze raz dla jasności. Nikomu z was nie ufam. Wraz z Charlesem i z Lupinem doszliśmy jednak do wniosku, że nie będziemy was zmuszać do składania Wieczystych Przysiąg lojalności. Osoby, których nikt nie podejrzewa, bądź za które poręczono – rzekł, po czym skrzywił się jeszcze bardziej i tonem, który jednoznacznie świadczył o tym, że wcale nie podoba mu się ten pomysł, dodał – wezmą udział w Planie B misji i będą mogły poruszać się swobodnie po terenie Kwatery. Reszta zostanie w tym pokoju i nie ruszy się stąd, dopóki osobiście nie wydam takiego pozwolenia.

Syriusz zacisnął szczęki. Ciekawe na jakich zasadach decydowali, kto jednak jest godny zaufania, a kto nie. Czy decydowały zdroworozsądkowe argumenty, czy osobiste antypatie i uprzedzenia? Czy wystarczy nosić nieodpowiednie nazwisko, by zawsze być podejrzanym o wszystkie najgorsze przewinienia? W tym momencie chłopak pomyślał o sześciu trupach, spod których wyciągnął Lily Evans w Chelmsford. Może Moody rzeczywiście nie jest uprzedzony. Może taka jest prawda.

– W Planie B wezmą udział: wszyscy Aurorzy, Dearborn…

Czy ja się, kurwa,  przesłyszałem? Dearborn jest zaufanym człowiekiem??!!!

– Artur Weasley, Amelia Bones, Lupin, Scott, Meadowes, Dorea Potter, Tonks, Alfard Black i Syriusz Black.

Syriuszowi niemal oczy wyszły z orbit ze zdziwienia. Nie spodziewał się, że Szalonooki pozwoli mu choćby duży palec u stopy wysunąć za próg tego pomieszczenia i doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak ciężką batalię musieli przeprowadzić ojciec razem z Remusem w sprawie jego osoby.

– Andromedo, nie wiem, czy to…

– Wujku – Tonks uśmiechnęła się szeroko do Charlesa – przecież nic mi nie jest. Oczywiście, że pójdę. I nic, co powiesz, nie zmieni mojej decyzji.

Charles pokręcił głową zrezygnowany. Uparta jak Dorea.

– Dodatkowo potrzebuję jeszcze z dziesięciu ludzi do mniej odpowiedzialnych zadań – Alastor zmierzył spojrzeniem swojego sztucznego oka wszystkich siedzących w sali. – Devries, Branstone z żoną, Davies, młoda Summers, Macdonald ojciec z córką, Podmore i… kogo jeszcze, Charles?

– Weź Petera! On z całą pewnością jest godny zaufania – krzyknął James, a Syriusz dałby sobie rękę uciąć, że Pettigrew mruknął pod nosem coś w stylu „dzięki, stary”.

– I Vance – dodał któryś z bliźniaków Prewett, a Charles Potter kiwnął głową na znak zgody.

– Niech wam będzie. Możecie iść, ale dostaniecie jeszcze na indywidualne instrukcje. Oprócz tego z pokoju może wyjść tylko Emilia Macdonald i żony więźniów. Reszta pracujących nie pojawi się jutro w robocie ze względu na strasznie zaraźliwą sraczkę. Lupin napisze w waszym imieniu prośbę o dzień urlopu. Zrozumiano?

– Ależ Alastorze! – krzyknął Gilderoy Lockhart, wznosząc prawicę ku sufitowi. Jeszcze na dobrą sprawę nie zaczął mówić, a Black już parsknął śmiechem. – Czyżbyś w swoim zadufaniu śmiał twierdzić, żem mniej lojalny niż ktokolwiek stąd i zaufania twego niegodzien? Wszakże lepiej wykonałbym powierzone mi zadanie…

– Zamknij się! – warknął Moody, posyłając w jego stronę zaklęcie uciszające. – Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy.

Teraz zdecydowana większość członków Zakonu udała się w stronę drzwi. Syriusz widział, jak Andromeda niemal łokciami toruje sobie drogę do ubikacji. Stał na końcu i czekał, aż wszyscy wyjdą. Kiedy przytrzymał drzwi i przepuścił przed sobą Emmelinę, omiótł jeszcze wzrokiem tych, którzy musieli tam zostać. To takie niesprawiedliwe. Ann wprowadziła się do Kwatery, kiedy tylko skończyła szkołę. Jej rodzice założyli Zakon Feniksa i zostali zamordowani niedługo później. A teraz jest jedną z podejrzanych o zdradę tej organizacji. Bob i Mandy to przecież przyjaciele Charlesa i Dorei. A stary Doge, to kumpel Dumbledora jeszcze pewnie z czasów szkolnych. Benio Fenwick, któremu Śmierciożercy zabili dwie siostry… ależ oni muszą się teraz parszywie czuć.

***

– Pewnie około jedenastej napuszeni ważniacy zaczną pojawiać się w Ministerstwie. Ze względu na to, że proces dotyczy bezpośrednio Narcyzy Malfoy, z pewnością będą wśród nich Druella z Cygnusem i Bellatrix Lestrange z mężem. A to z kolei daje wysokie prawdopodobieństwo, że zabiorą ze sobą młodszego brata Rudolfusa, Rabastana. To właśnie on jest twoim celem, jeszcze przed wejściem na salę rozpraw. Musisz się za niego podstawić – powiedział Moody do Syriusza. – Pewnie znasz go doskonale z arystokrackich bankiecików. Uzdolniony magicznie, ale burak i ignorant. Nie powinno być ci trudno wczuć się w rolę.

Black wymienił z Lupinem znudzone spojrzenie. Docinki Moody’ego już od dawna nie robiły na nim większego wrażenia.

– Ktoś zadba o to, by zaraz po zeznaniach Narcyzy, ona i jej matka musiały wyjść do toalety – rzekł Charles do żony i Andromedy. – Musicie je wtedy obezwładnić i zamienić się w nie za pomocą Eliksiru Wielosokowego. To wasze siostry. Sądzę, że nawet ich mężowie będą mieli ogromne problemy z rozpoznaniem was.

– Tym bardziej, że ty nie przestałaś spotykać się z Narcyzą nawet po wstąpieniu do Zakonu! – wrzasnął oskarżycielsko Moody w stronę Tonks. – Myślałaś, że nie wiem? Co?!

Andromeda najpierw zbladła, potem zrobiła wojowniczą minę, ale ostatecznie nic nie powiedziała.

– Waszym zadaniem będzie sprawić, by Blackowie, Lucjusz Malfoy i cała reszta czystokrwistej zgrai nie utrudniła moim Aurorom ucieczki z więźniami.

– Ucieczki skąd? – spytała Dorea nerwowym głosem. W słowach „moi Aurorzy” zawierał się również James, który według swojej matki dla własnego bezpieczeństwa nie powinien brać udziału w jakichkolwiek misjach, a najlepiej nawet w ogóle wychodzić z domu.

– Plan B zakłada, że nie uda nam się wyciągnąć Longbottoma i McKinnona spod sali procesowej. Wjadą oni wtedy na górę na dużym podeście, w klatce. Jedyną opcją, by ich odpiąć z kajdan, jest ewakuacja. I zrobimy to w ten sposób, że Frank Longbottom, podstawiony za jednego z Aurorów z Biura, Chris Scott pośród Magów Wizengamotu i ty – Moody wskazał palcem na Syriusza – w części dla publiczności, na mój znak wyczarujecie ogień jakimś mocnym, czarnomagicznym zaklęciem tak, by ciężko było go ugasić. Znasz pewnie z dziesięć odpowiednich zaklęć, więc dla ciebie to bułka z masłem, co?

– Pierwsi oczywiście wyjdą więźniowie ze strażnikami, potem publiczność, a na końcu  Wizengamot i Barty Crouch. Tam rozegra się najważniejsza część. Jak już Aurorom uda się wsiąść do windy, to mamy misję w kieszeni. Jeśli nie musicie, to nie walczcie. Raczej odwracajcie ich uwagę, a potem bezpiecznie wyjdźcie z Ministerstwa – pouczył Wykonawców Charles.

– Zrozumieliście? – spytał Szalonooki, ale nie poczekał na odpowiedź. – Ja będę podstawiony pod Rashforda. Black, kojarzysz go?

– Tak.

– Dobrze. Nie możesz przegapić mojego znaku. Aurorzy będą mieli mało czasu na dotarcie do kominków. Jakieś pytania?

– Czy jest jakiś Plan C?

– Tak. Nic nie wychodzi, więc każdy spieprza z Ministerstwa zanim go zabiją.

***

Peter rzadko brał udział w niebezpiecznych misjach. Już nawet podczas dowcipów za czasów szkolnych jego rola często ograniczała się do stania na czatach, lub do zwabiania Ślizgonów w pułapki. Odkąd został animagiem, posiadł nagle umiejętność dostania się niepostrzeżenie w każde niemal miejsce w zamku. Wtedy urosła jego ranga, jako jednego z legendarnej huncwockiej paczki, ale ważniejszym dla niego było uznanie w oczach przyjaciół. W Zakonie było podobnie. Pettigrew nigdy nie należał do szczególnie odważnych i walczył raczej średnio. Z początku Dowództwo pomijało go zupełnie w wyznaczaniu Wykonawców. Dopiero James wywalczył dla niego kredyt zaufania na misje łatwiejsze misje średniego priorytetu, z których chłopak wywiązywał się znakomicie. Teraz razem ze resztą Huncwotów miał wedrzeć się do Ministerstwa Magii, by pomóc w odbiciu więźniów. Był wyraźnie zestresowany.

– Ja to się wręcz muszę napić więcej! – powiedział James ze śmiechem. – Od Shelby’ego zawsze waliło whisky na milę. Albo i dwie. Trzymaj, Pete.

Potter podszedł do przyjaciela i wetknął mu w dłonie jedną z dwóch niesionych przez siebie szklanek z alkoholem. To była ich tradycja przed misjami. Pili i rozmawiali do późna. Teraz nie mieli zbyt wiele czasu, bo każdy z chłopców był wzywany przez Moody’ego po kilka razy, żeby ustalić naprawdę wszystkie szczegóły swojego zadania. Zbliżała się druga w nocy.

– No nie wiem, James. Może nie powinienem. Nie chcę jutro zawalić.

– Nie cykaj. My ich wyciągniemy wcześniej. Nawet nic nie będziecie musieli robić. A poza tym kilka łyków Ognistej na pewno w niczym ci nie przeszkodzi.

– Ty w ogóle się nie boisz? – spytał Peter z podziwem.

– Nie – odpowiedział Potter, nonszalancko rozpierając się w fotelu. – No może jedynie tego, że Marley się zapomni i zacznie gadać.

– To, że zacznie gadać, akurat mogę ci zagwarantować – zaśmiał się Syriusz, unosząc do ust szklankę z Ognistą Whisky. – Przecież ona nie potrafi usiedzieć cicho nawet kilku minut!

Peter wyglądał, jakby w ogóle nie zrozumiał istoty rozmowy.

– Moody się uparł, że jej tam potrzebuje od rana, a w Biurze Aurorów nie pracują już żadne kobiety – rzekł Remus skrzywiąc się, jakby pod nos podeszło mu właśnie coś okropnie śmierdzącego. – Będzie musiała podstawić się za jakiegoś faceta.

Zdegustowanie przyjaciela wprawiło Syriusza w wielkie rozbawienie. Zawsze to właśnie Lupin był uważany przez wszystkich za najpoważniejszego i najrozsądniejszego z Huncwotów, a teraz przejmował się najmniej znaczącym aspektem misji wybranki swojego serca.

– Poraża mnie twój brak profesjonalizmu, Luniaczku – powiedział Black, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem po raz drugi. – Wszyscy wiemy, że chciałbyś, żeby Johnson jutro o szóstej rano założyła na siebie twoją koszulę, a nie gacie jakiegoś Fostera, czy Stevensa, ale…

James z Peterem zaczęli rechotać jeszcze zanim chłopak skończył mówić. Na policzki Lupina wstąpił lekki rumieniec. Rzucona przez niego poduszka przeleciała przez cały pokój, ale Syriusz zdążył się uchylić. Niestety rozlał przy tym resztkę whisky wprost na swoją białą koszulę.

– Cholera jasna! Nowa koszula! Uduszę cię za to, Lupin! – krzyknął Syriusz zeskakując z łóżka i udając atak na Remusa. Tamten jednak zesztywniał na te słowa i wymienił szybkie, nerwowe spojrzenie z siedzącym obok Peterem. Black poczuł się, jakby ktoś wylał mu na głowę wiadro lodowatej wody. Wtedy jednak James zerwał się z fotela na równe nogi, przeciągnął się i ziewnął teatralnie.

– No, dość tych wygłupów – rzekł, podejmując rozpaczliwą próbę ratowania sytuacji. – Jutro bardzo ważny dzień i wszyscy musimy być wyspani.

Podszedł do Syriusza i położył mu rękę na ramieniu. Popatrzył swoimi czekoladowymi oczami wprost w oczy przyjaciela, zmuszając go tym do utrzymania kontaktu wzrokowego.

– Zabiłeś tych ludzi i nie mogę ci powiedzieć, że nic się nie stało – szepnął tak cicho, by tylko bardzo dobry słuch Syriusza był w stanie to wychwycić. – Ale uratowałeś Lily. Od teraz każde jej słowo, każdy uśmiech zawdzięczamy tobie. Ja nigdy o tym nie zapomnę. A inni… oni też to kiedyś zrozumieją.

Syriusz poczuł, jak wzruszenie chwyta go za serce i pomyślał, że nigdy nikogo tak nie kochał, jak kocha Jamesa.

***

Rogacz zerwał się bladym świtem. Kompletnie nie zważając na to, że reszta Huncwotów jeszcze słodko śpi, rozbijał się po pokoju nadzwyczaj głośno. Sterylny porządek, który panował tu od wczoraj, absolutnie nie pomagał mu w odnalezieniu swojego ubrania i innych potrzebnych rzeczy. Po kilku minutach bieganiny, złorzeczenia, wygrażania i wyzywania Merlina od najgorszych, James wreszcie opuścił sypialnię, a Syriusz mógł powrócić do snu. Niestety Remus wstał niedługo później i również obudził Blacka, mimo że wyszedł praktycznie bez słowa. On sam nie rozpoczynał swojej misji tak wcześnie, ale pewnie chciał życzyć powodzenia Marlenie, a przy okazji przytulić ją mocno i o wiele dłużej, niżby wypadało. Trzecią pobudkę dwóm pozostałym w łóżkach Huncwotom zafundowała Mary, od wejścia krzycząc, że są strasznie niepoważni i wszyscy już dawno powinni być po śniadaniu. Jej tyrada trwała, dopóki Syriusz nie zwlekł się ze swojego posłania i nie zatrzasnął za sobą drzwi łazienki.

Chłodny prysznic rozbudził Blacka dostatecznie, a smaczne, przygotowane przez Emilię Macdonald śniadanie na dodatek wprawiło go w dobry humor. Pogwizdując wesoło wbiegł na poddasze, do jednego z nieużywanych pokoików. Otworzył na oścież dwie wielkie szafy i powyciągał z nich przypadkowe części garderoby. Poobcierane buty z wysoką cholewką, okropnie niemodny płaszcz, stary kapelusz oraz pocerowana, kiedyś z pewnością zielona peleryna miały być jego dzisiejszym strojem, w którym dostanie się do Ministerstwa. Kiedy stanął w nim przed zakurzoną toaletką, a następnie zaklęciami zwodzącymi dodał sobie wąsy i kolor włosów zmienił na siwy, prawie nie poznał siebie samego w lustrzanym odbiciu. Zadowolony z efektu zbiegł z powrotem na dół, przyjął od Lily Evans przysługujące sobie dawki Eliksiru Wielosokowego i niespiesznie, nie żegnając się z nikim, wyszedł przed dom.

Na dworze było zimno i wiał silny wiatr. Szare, ciężkie chmury zasnuły niebo, ale przynajmniej nie padało. Hestia Jones powiedziała przy śniadaniu, że to dobry omen i choć Black ani odrobinę nie wierzył w podobne farmazony, to dziś wyjątkowo postanowił tego nie komentować. Przytaknął jej nawet z uśmiechem i dodał, że czytał wczoraj w jakiejś gazetce, że Jowisz z Saturnem są w konfiguracji, która sprzyja powodzeniu wielkich przedsięwzięć. Grymas niedowierzania i oburzenia malował się przez chwilę na twarzy Alicji Summers, ale kompletnie zniknął, gdy kąciki ust Nicole i Marthy uniosły się lekko, rozjaśniając ich poszarzałe od trosk twarze. Sam Syriusz nie cierpiał podobnych sytuacji, ale wiedział, jak bardzo kobiety w takich chwilach potrzebują słów wsparcia i otuchy, choćby niewiadomo jak bzdurnych. Machnął różdżką w celu przywołania Błędnego Rycerza.

Usłyszał za plecami trzask zamykanych drzwi. Ku niemu marmurowym chodnikiem biegła Ann. Miała rozczochrane włosy i ubrana była tylko w sukienkę i cienki sweterek, których nie zmieniała jeszcze od wczoraj.

– Nie trzeba było – mruknął Syriusz. – Zmarzniesz.

Winsborn zignorowała jego słowa. Wspięła się na palce i przytuliła go mocno.

– Tak sobie pomyślałam… może weź już pierwszą dawkę eliksiru, co? Żeby nikt cię nie rozpoznał…

– Nie będę go marnował, słońce – powiedział, zauważając przy okazji jej siniejące już z zimna usta. Potarł lekko dłońmi drżące, chude ramiona dziewczyny, chcąc ją ogrzać choć trochę. – Kiedy cię wypuścili?

– Rano. Mam czekać w domu Andromedy i Teda na drugi kominek w razie gdyby  nie wrócili świstoklikiem, a ktoś potrzebowałby pomocy medycznej.

Koło kościółka i sklepu spożywczego zza zakrętu wyłonił się czerwony autobus. Po kilku sekundach z piskiem opon zatrzymał się przed domem numer 7.

– Uważaj na siebie.

– Jasne – odpowiedział uważając, by jego ton nie zabrzmiał beztrosko. – Zawsze oddani.

– Wsiadaj pan, bo mi pan robisz opóźnienie na trasie! – wrzasnął stary czarodziej, wychylający głowę przez okno autobusu.

– Zawsze silni – szepnęła Ann, po czym odsuwając drobnymi palcami sumiaste, siwe wąsy, dała Syriuszowi buziaka w policzek i pobiegła z powrotem do domu.

– Przepraszam, że musiał pan czekać.

– Ech – skrzywił się kierowca. – Wiesz pan, co? Na pawia się zbiera, jak się ogląda tyle…

– Na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, proszę.

***

Siedząc w autobusie i obijając się co chwilę o szybę i fotel przed sobą, Syriusz próbował przypomnieć sobie wszystko, co wiedział o Rabastanie Lestrange’u.

Cztery lata starszy od mnie. Był rezerwowym ścigającym w Slytherinie. Kumpel Malfoya ze szkolnej ławki. Razem znęcali się nad młodszymi uczniami. Nigdy nie wybijał się szczególnie z żadnego przedmiotu. Nie był ulubieńcem nauczycieli. Nie miał powodzenia wśród dziewczyn, choć nie był najbrzydszy. Przy Lucjuszu był niemal anonimowy. Miał poślubić Ariettę Greengrass, ale jej ojciec po kilku miesiącach zerwał pakt małżeński i Rabastan został na lodzie. Okazało się wtedy, że narzeczona Leonarda Macmillana, piękna włoszka z najbogatszego szlachetnego rodu makaroniarzy zmarła nagle na Smoczą Ospę. Stary Greengrass poczynił przeogromne wysiłki, by zeswatać młodszą córkę z prawdziwym arystokratą i dziedzicem fortuny. Powszechnie było wiadomo, że Macmillan był o wiele lepszą partią, niż jakiś tam Lestrange, którego rodzina od lat siedziała okrakiem nad murem oddzielającym czarodziejów czystej krwi, od tych, których pochodzenie było w najlepszym razie wątpliwe. Potem podczas jakichś walk ulicznych zginął jego ojciec, więc później już nikt nie mógł Rabastana zmusić do małżeństwa, a jemu widocznie na tym nie zależało. Ma lekceważące podejście do wszystkiego. Nie umie tańczyć i żre bez opamiętania. Nie grzeszy uprzejmością i kurtuazją. Jedyne, w czym się wyróżnia to okrucieństwo i bezwzględność. W 1977 roku razem z bratem i Bellatrix porwali Jeremy’ego Peakesa. Torturowali go trzy tygodnie, zanim Zakonowi udało się go odbić. Biedny facet umierał w męczarniach całe dwa miesiące. Nikt nie odważył się skrócić mu cierpienia.

Podróż minęła Blackowi szybko. Nawet nie zauważył, że zdążył wysiąść z Błędnego Rycerza, zapłacić, przejść całą długość ulicy Śmiertelnego Nokturnu i dwóch kolejnych przecznic, a na końcu stanąć przed gmachem Ministerstwa Magii.

Syriusz lubił na niego patrzeć odkąd pamiętał. Budynek robił imponujące wrażenie, królował wręcz nad ulicą Sowią. Był wysoki na kilka pięter, choć w rzeczywistości miał ponad dziesięć. Reszta znajdowała się pod ziemią w mugolskiej części Londynu. Zbudowano go na planie okręgu, z jasnego kamienia. Z każdej strony podpierały go smukłe kolumny, które przywodziły na myśl te z greckich świątyń. Znajdowały się na nich płaskorzeźby ukazujące magiczne rośliny i zwierzęta, które poruszały się zupełnie jakby były namalowane na portretach. Zachwyciły one Syriusza od chwili, gdy pierwszy raz na nie spojrzał. Miał może wtedy z pięć lat. Korzystając z chwili nieuwagi zajętych załatwianiem swoich spraw rodziców, złapał małego Regulusa za rączkę i razem wyszli na zewnątrz, by jeszcze popatrzeć na nowych, kamiennych przyjaciół i wymyślić jakąś zabawę z ich udziałem. Niecałą godzinę później znalazła ich grupa zaalarmowanych przez państwa Black Aurorów. Syriusz został potem przez ojca srogo skarcony i przez cały tydzień po obiedzie nie dostawał deseru. Do dziś pamiętał, że rodzice wtedy specjalnie codziennie kogoś zapraszali, by inne dzieci mogły jeść przepyszne torty, lody, puddingi i ciasta, a kara Syriusza była tym dotkliwsza.

Black ostatni raz rzucił okiem na nieco ubrudzone pyłem ulicy i ciągle padającym deszczem kolumny, po czym wspiął się na kilka szerokich, kamiennych schodów i podszedł do jednej ze ścian. Przeszedł przez nią, jak przez ścianę na peronie 9 i 3/4. Trafił do okrągłego pomieszczenia pod atrium. Na środku tego holu znajdowała się wysepka złożona ze stolików i siedzących za nimi czarownic, które udzielały informacji osobom nierozeznanym w lokalizacji departamentów, biur i poszczególnych gabinetów. Ściany dookoła tworzył okrąg wind, do których zawsze były niemałe kolejki. Co prawda Orion Black i członkowie innych Szlachetnych Rodów nigdy nie czekali, bo dla nich była specjalna, osobna winda. Syriusz nawet z początku skierował się w jej stronę, ciągnięty siłą przyzwyczajenia. Zorientował się na szczęście zawczasu, że musi zawrócić i szybko ustawił się w kolejce. Przeszło mu teraz przez myśl, że nigdy nie korzystał ani z wejścia dla gości w mugolskiej części miasta, swoją drogą nawet nie wiedział, gdzie się znajdowało, ani tym bardziej z wejścia dla pracowników. Ci drudzy ponoć musieli wleźć do kibla i pociągnąć za spłuczkę. James miał z tego ogromny ubaw przez pierwsze trzy miesiące pracy w Ministerstwie. Syriusz osobiście uważał to za ohydne i ani myślał „sam sprawdzać, jaka to frajda”.

Wychowany niemal jak królewicz chłopak nie zdawał sobie sprawy, jak często zwykli ludzie muszą się gdzieś przepychać i cisnąć jak śledzie w słoiku. Odetchnął z ulgą, gdy winda zatrzymała się na dziesiątym piętrze, a jego współpasażerowie wypadli z niej do atrium. Tu nie zmieniło się kompletnie nic. Sklepienie nadal pełniło rolę tablicy ogłoszeń. Czarne płytki, którymi wyłożone były ściany świeciły, jakby ktoś dopiero co je wypucował. Farba z parkietu łuszczyła się ni mniej, ni więcej niż piętnaście lat temu. Fontanna Magicznego Braterstwa i cztery długie rzędy kominków wyglądały tak samo zwyczajnie.  Teraz po prostu było tu bardziej pusto. Było mało interesantów, wszyscy przemykali od wind do wyjścia, albo od kominków do gabinetów tak cicho, jakby chcieli, by ich obecność nie została zauważona. Nikt nie sprzedawał prasy, było smętnie i w powietrzu dało się wyczuć ciągłe napięcie. Tylko w walcowatych, wiszących pod sufitem biurach jak zawsze było pełno pracowników. Ten dziwny kształt pomieszczeń skojarzył się Syriuszowi z tubami, w które zapakowane były łajnobomby, gdy z chłopakami zamawiali je hurtowo. Uśmiechnął się półgębkiem, wyobrażając sobie te same gabineciki wypełnione w całości ogromnymi łajnobombami. Po takim wybuchu smród byłby na całą południową Anglię.

Wspominając te bardziej spektakularne huncwockie akcje z łajnobombami w roli gwiazd wieczoru, Syriusz wcisnął się w kąt, w którym w półcieniu i względnym spokoju mógł obserwować wyjście z tej specjalnej, arystokratycznej windy. Została już mu pewnie mniej niż godzina czekania na Lesterange’a. Nie miał planu i nie przygotowywał się specjalnie ani do złapania Rabastana, ani do zbliżającej się konfrontacji z członkami swojej rodziny. Nie miał jednak z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek wymyślił plan, który zrealizował tak, jak trzeba. Plany nie były dla niego. Spontaniczne decyzje i improwizowane akcje to właśnie to, w czym byli z Rogaczem najlepsi. Nie był tylko pewny, czy ich sztuczki i zagrywki nie są zbyt infantylne w stosunku do gry, w której stawką było życie Jacka i Louisa.

***

Nie minęło wiele czasu, zanim arystokratyczna winda pierwszy raz zatrzymała się w atrium. Wysiadła z niej bardzo dostojna kobieta, a za nią wyszedł krzepki mężczyzna z ciemnym wąsem, o zdecydowanie mniej przyjemnej dla oka aparycji. Syriusz rozpoznał w nich Eleonorę oraz Waldena Macnair i musiał przyznać, że Uzdrowiciele pięknie poradzili sobie ze szpetną blizną na twarzy mężczyzny, z którą niedawno trafił do szpitala. Para skierowała się w stronę schodów prowadzących do Departamentu Przestrzegania Prawa. Zaraz za nimi przybyli Pierre i Gabrielle de La Charce, rodzice pięknej i słodkiej jak miód, teraz bodajże dwudziestoletniej Jacqueline, która została obiecana Regulusowi jeszcze zanim Syriusz uciekł z domu. Byli oni też potomkami sławnej w całej Francji Philis de La Charce, siedemnastowiecznej wojowniczki, która swoje magiczne zdolności ukryła za cienką zasłoną podwójnego blefu, dzięki czemu zarówno w społeczności magicznej, jak i mugolskiej urosła do rangi legendy przewyższającej Joannę d’Arc.

Kiedy kraty windy rozsunęły się po raz trzeci, serce Blacka zaczęło bić przynajmniej dwa razy szybciej. Oto miał przed sobą swój cel. Rabastan Lestrange w towarzystwie brata i szwagierki. Było dokładnie tak, jak powiedział Moody. Mężczyźni przepuścili Bellatrix i ruszyli za nią niespiesznie. Syriusz wyszedł ze swojej kryjówki i podążył ich śladem, chcąc usłyszeć, o czym rozmawiają, ale jednocześnie nie trzymając się zbyt blisko, by nie wzbudzić podejrzeń. Na szczęście tutaj jego świetny słuch był nieocenioną pomocą.

– …wszystko załatwione – powiedział starszy Lestrange. – Lucjusz niedługo podłoży Ministrowi dokument pod pióro i poleci cały departament.

– Nie przejdzie – zawyrokował Rabastan kręcąc głową z przekonaniem. – Niewymowni mają jeszcze silniejszą pozycję, niż Wizengamot.

– Mówię ci, że wszystko już jest załatwione. To inicjatywa Oriona Blacka – po tych słowach Rabastan kiwnął głową ze zrozumieniem, jakby teraz nagle świecie uwierzył w to, co mówił Rudolf. – Będzie dokładnie tak samo, jak z Biurem Aurorów rok temu. Tylko tym razem Aurorzy mają ich wszystkich aresztować i przesłuchać. Ponoć nowym szefem ma zostać Rookwood. On mówił ostatnio, że chce cię zatrudnić. Lubi otaczać się…

– Moglibyście łaskawie się pospieszyć? – rzuciła przez ramię Bellatrix. – Muszę się jeszcze zobaczyć z Cyzią przed procesem.

– Spokojnie, Bells – mruknął Rudolfus. – Zdążymy.

Kiedy zrównał się z żoną, uniósł rękę, jakby chciał pogłaskać ją po policzku. Bellatrix złapała go mocno za nadgarstek, zatrzymując jego dłoń trzy cale od jej twarzy.

– Nienawidzę, gdy ktoś próbuje mnie uspokajać – warknęła, ale zaraz potem, ku ogromnemu zdziwieniu Syriusza, uśmiechnęła się przekornie do męża. Zaczęli przekomarzać się cicho, obojętniejąc na cały świat wokół. Rabastan przewrócił oczami i odszedł dwa kroki. Black postanowił wykorzystać okazję. Przyspieszył i skierował się prosto na Lestrange’a. Niemal na niego wpadł. Gdy się mijali, wyciągnął różdżkę i wycelował w Śmierciożecę.

Confundo.

Rabastan Lestrange wzdrygnął się lekko. Jego wzrok nabrał błędnego wyrazu, a ruchy stały się mniej sprężyste i zwarte. Do windy. Ani kuzynka Syriusza, ani tym bardziej jej mąż, nie zauważyli niespodziewanego oddalenia się Rabastana. Jak na razie dopisywało mu szczęście. Kiedy dotarli do wind, akurat jedna z nich podjechała i wyrzuciła z siebie kilkunastu urzędników w różnokolorowych szatach. Pomimo pośpiechu widocznego we wszystkich ich ruchach, każdy z nich skinął głową, lub wyjąkał jakieś powitanie do Lestrange’a. Dziś był ważny dzień. Ze względu na proces, o którym głośno było we wszystkich czarodziejskich mediach, w Ministerstwie miało pojawić się wiele ważnych osobistości. Syriusz zdumiał się wielce, że należy do nich również Rabastan Lestrange. Jego rodzina przecież nigdy nie była otaczana szczególnym szacunkiem. Może zmieniło się to po ślubie z dziedziczką Cygnusa Blacka…

Kiedy weszli, chłopak czym prędzej wcisnął guzik z oznaczeniem jak najdalszego piętra i korytarza. Kraty zasunęły się za nimi, zanim ktokolwiek jeszcze zdążył wsiąść. Winda ruszyła najpierw w tył, a potem w dół. Kiedy tylko znaleźli się pomiędzy piętrami Syriusz zatrzymał ją zaklęciem. Niestety wtedy jego Confundus przestał działać, a z twarzy Lestrange’a zaczął znikać nieprzytomny wyraz. Mężczyzna popatrzył na Blacka, a potem natychmiast dobył różdżki. Zrobił to zdecydowanie za szybko. Syriusz nie zdążył jeszcze rzucić Muffliato.

Drętwota! – krzyknął, chwilowo nie zważając na to, że ktoś w jeżdżących dookoła windach mógłby go usłyszeć. Rabastan wyczarował tarczę, ale zaklęcie Syriusza przebiło ją bez trudu. Jedyne, czego można było się powstydzić to to, że chybił z odległości dziesięciu stóp. Lestrange próbował walczyć, ale zarówno szok, jaki wywołał u niego atak, jak i działanie zaklęcia konfundującego sprawiały, że był nieskoncentrowany i powolny. Black powalił go na ziemię drugim zaklęciem. Nie tracąc więcej czasu, wyrwał mu garść włosów z misternie ułożonej grzywki i wpakował do fiolki z Eliksirem Wielosokowym. Mikstura zabulgotała i zaczęła wydzielać nieprzyjemny zapach. Syriusz łyknął solidnie z fiolki i skrzywił się tylko nieznacznie. Z Huncwotami już wiele razy próbowali rzeczy, przy których Wielosokowy mógłby uchodzić za nektar i ambrozję. Po chwili eliksir zaczął działać. Black poczuł mrowienie na skórze i zaraz potem jego ciało zaczęło się zmieniać. Stał się niższy, szczuplejszy i zdecydowanie brzydszy. Szybko zdjął z siebie ubrania. Rozebranie bezwładnego, trochę sztywnego mężczyzny całkiem sporych gabarytów w ciasnej windzie było nie lada wyzwaniem. Syriuszowi nie przyszło do głowy żadne odpowiednie do tego celu zaklęcie, więc nie obyło się bez kilku wiązanek wyjątkowo paskudnych przekleństw.

W końcu po kilku minutach szarpaniny, ubierania, wygładzania białego kołnierzyka i otrzepywania marynarki z kurzu, Syriusz był niemal gotowy. Zaczerpnął do dziwnego mugolskiego urządzenia, które wczoraj wieczorem wręczyła wszystkim Evans, a którego nazwa kompletnie wyleciała mu z głowy, resztę eliksiru. Na czubek nałożył igłę i całość schował w rękawie marynarki. Ostatnim problemem został sam Lestrange. Black kompletnie zapomniał, że trzeba by gdzieś ukryć ciało. Teraz pomyślał, że winda może jednak nie była najlepszą opcją. Westchnął ciężko nad swoją bezmyślnością, ale nie pozostało mu nic innego, jak przerwać zaklęcie i pozwolić windzie pojechać.

Na pierwszym piętrze było zbyt dużo ludzi. Kolejne zaklęcie Confundus skierowało windę na poziom wyżej. Oporna maszyna nie chciała współpracować, przywoływana ze wszystkich stron przez niecierpliwych, czekających w długich kolejkach pracowników Ministerstwa. W końcu jednak Syriuszowi udało się znaleźć pusty korytarz. Dźwignął wtedy Rabastana i zarzucił sobie go na ramię, by zaklęcie Vindgardium Leviosa nie zabrało mu możliwości szybkiej reakcji, gdyby zaszła konieczność obrony. Facet był cholernie ciężki i pachniał jakąś wybitnie mdłą wodą toaletową. Pod Blackiem ugięły się kolana, ale tylko na chwilę. Potem żwawym krokiem wymaszerował z windy. Nie zastanawiając się za bardzo nad tym, co robi, otworzył drzwi pierwszego z brzegu gabinetu.

– Tak, słucham?

Drętwota! – powiedział spokojnym głosem, celując w pulchną, starszą kobietę siedzącą za biurkiem. Pani zgięła się wpół i uderzyła czołem w stos dokumentów, po których zawzięcie bazgrała wcześniej. Syriusz podszedł i zerknął w ich zawartość. Musiał wedrzeć się do Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Nic interesującego dla Zakonu.

Z wielką ulgą i satysfakcją zrzucił ciążącego mu na plecach Lestrange’a głową w stronę posadzki, żałując przy okazji, że Moody kategorycznie zabronił używać na Śmierciojadach zaklęć innych, niż oszałamiające. Rozumiał, że wszystkie klątwy zaraz zostaną zarejestrowane przez specjalny, wymyślony lata temu przez Szalonookiego „System Czterech Świec”, z którego Biuro Aurorów nie zrezygnowało nawet po jego zwolnieniu, a Aurorzy mieliby go pod samym nosem. Ale nawet to ledwo go powstrzymywało.

Zupełnie niedelikatnie, butem, upchnął Rabastana pod biurkiem, zabrał różdżki jego i urzędniczki i dla pewności ponowił zaklęcia oszałamiające. Zadowolony z siebie wyszedł na korytarz, rzucił Muffliato i zamknął Colloportusem gabinet. Potem wygładził marszczenia na koszuli, zaczesał grzywkę na bok, przybrał nieco pogardliwy wyraz twarzy i ruszył z powrotem do wind.

***

– Bastan, gdzie cię wcięło? Już myśleliśmy, że ktoś cię porwał! – zaśmiał się Rudolfus, spotykając Syriusza w skórze swojego brata w korytarzu przed salą procesową. Chłopakowi wystąpiły na czoło kropelki potu. Nie pozwolił jednak, by ten słaby żart wyprowadził go z równowagi. Starszy Lestrange uśmiechnął się krzywo. – Za dwie minuty się zacznie. Bella już siedzi na sali. Jest strasznie zestresowana.

– W takim razie nieźle to ukrywa – odpowiedział Syriusz dochodząc jednocześnie do wniosku, że wszystkie informacje, jakie posiada o Rabastanie są kompletnie bezużyteczne. Nie miał pojęcia, jak powinien się zachowywać i co odpowiadać. Postanowił półsłówkami zbywać wszystkie rozmowy, a pewnością siebie tuszować niezręczne sytuacje w nadziei, że dzięki temu nikt nie zacznie nic podejrzewać.

– Wiadomo. Za nic nie pokaże, że się boi. Ale wiesz, ona nie chce zeznawać. Niby Malfoy miał dać swój fałszoskop, bo zeznania Narcyzy też niezbyt trzymają się kupy, ale rozprawę prowadzi Crouch.

– A to kawał skurwysyna.

– No z ust mi to wyjąłeś, braciszku – rzekł Rudolfus, klepiąc Syriusza po plecach.

Nagle w zatłoczonym korytarzu nastało wielkie poruszenie. Czarodzieje zaczęli rozstępować się na boki, tworząc po środku korytarza szerokie przejście. Syriusz też spojrzał w tamtą stronę.

Regulus. Tak bardzo się zmienił. Kiedy Syriusz uciekał z domu, jego młodszy brat miał jedenaście lat. Kiedy ostatni raz widział go dłużej, młody kończył trzecią klasę. To była uczta pożegnalna w ostatni dzień Syriusza w Hogwarcie. Regulus był wtedy niskim, chudym chłopcem o bardzo bladej twarzy i lodowatym spojrzeniu. Nadal wściekły za ucieczkę brata z domu odmówił wtedy rozmowy, chociaż zapewne zdawał sobie sprawę, że to może być ich ostatnia okazja. Syriusz chciał go wtedy zabrać do Potterów. Zamieszkaliby razem. James w końcu i jego pokochałby jak brata.

Teraz od stóp do głów ubrany w czerń dostojnie kroczył pomiędzy kłaniającymi się i ściągającymi kapelusze z głów czarodziejami. Żadnego z nich nie zaszczycił nawet przelotnym spojrzeniem. Jego twarz wyglądała, jakby była wyrzeźbiona w białym agacie. Zimna, kamienna maska nie wyrażająca żadnych emocji. Okalały ją proste, nieco dłuższe niż Syriusz pamiętał, kruczoczarne włosy. Regulus poruszał się z prawdziwym wdziękiem i niewymuszoną gracją, którą Blackowie od zawsze otrzymywali w genach i która była kolejną cechą pozwalającą im mniemać, że rzeczywiście są lepsi od innych. Emanował magią, która elektryzowała powietrze wokół. Mógł wzbudzać podziw, ale również i strach. I pomyśleć, że w tym roku skończył dopiero dwadzieścia jeden lat.

Kiedy przechodził obok braci Lestrange, spojrzał na nich łaskawie. W końcu byli rodziną poprzez małżeństwo z jego kuzynką. I ten sam Rudolfus, który miał na sumieniu dwa razy więcej morderstw, niż lat według metryki, który był ulubieńcem Voldemorta i imponował gardzącej wszystkimi dookoła Bellatrix Black na tyle, by zgodziła się za niego wyjść i nie udusiła go podczas snu pierwszej nocy ich małżeństwa, teraz przestał się śmiać, spuścił wzrok i ukłonił się dworsko.

– Panie Black.

Regulus odpowiedział mu na to powitanie skinieniem tak delikatnym, że mniej wprawne oko mogłoby go w ogóle nie zauważyć. Syriusza zamurowało. Przecież Regulus jest od niego dwa razy młodszy! Trzy lata temu skończył szkołę! Jeszcze nawet nic nie zdążył zrobić dla sprawy Voldemorta. Dlaczego wszyscy otaczają go takim szacunkiem? Nikt tak nawet nie traktował mojego ojca jeszcze dziesięć lat temu! Widocznie wiele się zmieniło, podczas gdy my chowaliśmy się w Kwaterze.

Powrócił do rzeczywistości dopiero wtedy, gdy młody panicz Black utkwił w nim mrożące krew w żyłach spojrzenie. W szarych tęczówkach, które pamiętał z dzieciństwa, nie było już nic znajomego.  Zaraz też szybko skopiował gest Rudolfusa, licząc, że takie gapiostwo nie będzie odebrane za wielki afront. Regulus wyminął ich i wszedł do Gran Negro, Wielkiej Sali Procesowej. Starszy Lestrange ruszył w ślad za nim, a Syriusz na końcu.

Sala przypominała wielki amfiteatr. Półkoliste, poziomowane rzędy z jednej strony były ławami przeznaczonymi dla Magów Wizengamotu, magicznego kolegium sędziowskiego, które zbierało się jedynie w sprawach ustawodawczych i sądowniczych najwyższej wagi państwowej. Przed nimi było miejsce prowadzącego obrady i protokolanta. Po drugiej stronie były krzesła dla publiczności, w większości już zajęte. Zebrali się tam wszyscy, którzy coś znaczyli. Byli wszyscy spokrewnieni z Blackami i Malfoyami ze względu na to, że to członków ich rodzin sprawa dotykała bezpośrednio, byli przyjaciele i ci, co chcieli się przypodobać Orionowi Blackowi oraz Lucjuszowi Malfoyowi. W centrum sali stało kamienne krzesło, które było miejscem składania zeznań przez świadków. Syriusz nawet nie chciał myśleć, jak nieprzyjemne było samo siedzenie na nim. Zaraz za nim była kopuła klatki, a podłoga pod nią się nieco wyróżniała. Black domyślił się, że to klapa, spod której wyjedzie podest z aresztowanymi, kiedy proces się rozpocznie. Chociaż nigdy nie należał do osób strachliwych i unikających ryzyka, to teraz jednak prosił Merlina, żeby nikt się na nim nie ukazał, bo to by znaczyło powodzenie Planu A, brak potrzeby realizowania dużo mniej obiecującego Planu B i bezpieczeństwo Jamesa.

Syriusz wcisnął się za Rudolfusem do drugiego rzędu i zajął miejsce pomiędzy nim, a swoją własną ciotką Lucretią, starszą siostrą Oriona. Pomimo tego, że nienawidził jej jak mało czego i mało kogo, przemógł się, by przywitać się z nią tak, jakby wypadało to zrobić Rabastanowi Lestrange’owi wobec siostry najpotężniejszego czarodzieja w kraju.

Jeszcze zanim wszystkim tradycyjnym grzecznościom stało się zadość, któryś z Aurorów ustawionych dookoła barierek odgradzających centrum sali od miejsc siedzących wystąpił przed szereg.

– Proszę wstać! – rzekł donośnym, chrapliwym głosem. Syriusz ze zdumieniem wlepił w niego oczy i po raz drugi dziś westchnął ciężko nad swoją bezmyślnością. Skoro ten Auror odezwał się głosem Moody’ego, to musiał to być Rashford. Jeszcze kilkanaście sekund temu Black był pewien, że Rashforem był gość stojący cztery osoby w prawo od przemawiającego. Dobrze, że chociaż teraz dowiedział się, od kogo ma oczekiwać znaku, gdyby jednak doszło do realizacji Planu B.

Inny Auror otworzył drzwi wejściowe. Ukazała się para, na widok której Syriuszowi serce zaczęło bić dużo szybciej. Orion i Walburga Blackowie. Jego rodzice. Jego byli rodzice. Weszli powoli i dostojnie w akompaniamencie cichego szumu, który powstał wśród siedzących w publiczności i stukotu obcasów Walburgi. Usiedli na dwóch ostatnich wolnych miejscach w pierwszym rzędzie, pomiędzy Regulusem i Druellą. Oni też się zmienili, choć nie tak drastycznie, jak jego młodszy brat. Syriusz obiecał sobie, że przyjrzy im się dokładniej podczas procesu, o ile ten w ogóle się odbędzie. Na razie musiał obserwować sytuację panującą na sali.

Zaraz za Orionem i Walburgą pojawił się Bartemiusz Crouch w towarzystwie protokolantki. Dumnie wyprostowany, z zaciętą miną wyglądał tak, jakby był jakimś królem dzierżącym w ręce władzę nad ludzkim losem. Jakby nic nie było w stanie go powstrzymać przed wymierzeniem sprawiedliwości. O tak. Barty sprawiedliwość kochał bardziej niż żonę i syna i znany był z bezwzględności w jej egzekwowaniu. Dziś mógł popsuć Zakonowi szyki. Protokolantka biegła za nim truchcikiem, przyciskając do piersi rozpadające się pliki dokumentów. W końcu z ulgą położyła je na swoim blaciku. Crouch zerknął na zegarek i skinął Aurorowi, który natychmiast zatrzasnął wielkie drzwi Wielkiej Sali Procesowej. Wtedy jak na jakiś sygnał, na ławach dla Wizengamotu zaczęli materializować się Magowie w jakiś przedziwny, niewytłumaczalny dla Syriusza sposób. Zaraz zrobiło się nieco duszno i bardzo fioletowo.

Bartemiusz Crouch odchrząknął głośno, a w pomieszczeniu nastała idealna cisza.

– Proszę usiąść. Wprowadzić aresztowanych.

Jakiś Auror wycelował różdżką w specjalną wajchę umieszczoną koło klapy w podłodze, a ta nachyliła się. Mechanizm zgrzytnął i zapadły się dwie poły posadzki. Kilka sekund huśtały się na zawiasach, aż kompletnie znieruchomiały. Mechanizm zgrzytnął po raz drugi i ruszyło koło zębate, którego łańcuch miał wciągnąć podest z klatkami.

Powinny być puste. Plan A był dobry. Miał niemal stuprocentowe szanse powodzenia. Zaraz po prostu podniesie się wieli gwar, Aurorzy zostaną oddelegowani do szukania zbiegów i ich pomocników, a reszta zebranych rozejdzie się do domów. Niepewność jednak chwyciła Syriusza za gardło. Wstrzymał oddech. Słyszał bicie swojego serca, ale miał jednocześnie szczerą nadzieję, że nie słyszy go ciotka Lucretia. Intensywne spojrzenia wszystkich zebranych skupiły się na dziurze w posadzce, a koło zębate ani myślało przyspieszyć, by skrócić ich pełne nieznośnego napięcia oczekiwanie.

****************************************************

Polecamy przeczytać rozdział bonusowy, w którym dzieją się równoległe wydarzenia. Oto link do niego:

Nicole McKinnon

Serdecznie pozdrawiamy

Drama&Furia

17 uwag do wpisu “14. SYRIUSZ: Proces o morderstwo

  1. Pingback: 14. SYRIUSZ: Proces o morderstwo | DOLINA GODRYKA 7

  2. Alex

    Przeniesienie na inną platformę nie zniechęciło mnie do czytania bloga. Co więcej obecny szablon podoba mi się nawet bardziej od poprzedniego. Co do rozdziału to zacznę od tego, że wuj Alfard w waszym opowiadaniu wydaje się być niezwykle sympatycznym staruszkiem. Pojawił się na chwilę ale już zdążyłam go polubić. Szczerze jestem zaskoczona, że Syriusz ostatecznie został dopuszczony do misji. Od początku było oczywistym, że James się za nim wstawi ale zdziwiło mnie, że Moody ostatecznie się zgodził – pomimo swoich podejrzeń, których to bynajmniej nawet nie próbował ukrywać. Kolejną ciekawą rzeczą jest pozycja Regulusa wśród Śmierciożerców. Młodszy Black zawsze kojarzył mi się bardziej z wystraszonym dzieciakiem, na którego słudzy Voldemorta raczej średnio zwracają uwagę. To zadziwiające, że oni okazują mu taki szacunek, w tym musi być jakieś drugie dno tylko, że jeszcze nie mam nawet pomysłu o co mogłoby chodzić. Odnośnie przebiegu akcji to jestem bardzo ciekawa co się wydarzy. Scenariusze mogą być różne i ciężko stwierdzić jaki przebieg wydarzeń jest bardziej prawdopodobny.
    Pozdrawiam i czekam na dalszy rozwój akcji.
    A.

    Polubienie

    1. Za obecność i komentarz bardzo dziękuję ❤ Wujek Alfard rzeczywiście jest przyjemną postacią, choć należy tu zauważyć, że nie działa dla Zakonu z przekonania. Czy to na pewno nic nam nie sugeruje? Alastor ostatecznie zgadza się na udział w misji Syriusza z jednego prostego powodu. W Zakonie niewielu jest czarodziejów, którzy potrafią rzucić czarnomagiczne zaklęcia. W końcu ze zwykłym ogniem poradziło by sobie kilkudziesięciu Magów Wizengamotu. A jeśli chodzi o Regulusa to owszem, jest drugie dno. Ale na wyjaśnienia jeszcze za wcześnie. Więcej o nim dopiero za mniej więcej 10 rozdziałów. Serdecznie pozdrawiam ❤
      Drama

      Polubienie

  3. AT

    A więc tak rozdział jak zawsze naprawdę bardzo mi się podobał, a teraz kiedy jestem na blogowym i książkowym odwyku (brak czasu) podobał mi się szczególnie (nie tylko przez wzgląd na ten mój odwyk). 🙂 Syriusz ma jakąś blokadę twórczą? Nie może nic napisać? Mam ostanio podobnie, choć przeczuwam że Syriusz jest ode mnie nieco bardziej utalentowany. 🙂 Wiedziałam, że będzie się zadreczal tymi sześcioma osobami. Jest dobrym człowiekiem i jestem pewna, że nie chciał tego zrobić. Wiadomo, że w tej sprawie oni są tymi dobrymi, ale trwa u nich wojna. I nawet przez ich postępki mogą zdarzyć się ofiary :)James zachował się cudownie w stosunku do niego. Zresztą on zawsze stara się dobrze zachować. (Czy tylko ja się tak bardzo ekscytuje kiedy on choć słowem wspomina o Lily?) 🙂 Zadziwila mnie relacja Molly Weasley na Syriusza. ;( Co do Bellatrix i kawałku w którym się pojawila…nie widzialam jej jeszcze w tej odsłonie. W sensie odslonie kobiety, a nie fanki nr 1 Czarnego Pana i kompletnej psycholki 🙂 Nie wiem czy im się uda, bo jak dotąd mało planów A się udaje. (Mówiłam już coś o tym:) )
    Ps Sory za wszystkie błędy czy niespójności (dziś znów padam z nóg)

    Polubienie

    1. Tak po prawdzie, reakcja Molly jest uzasadniona. Syriusz zabija sześć osób i podczas zebrania wg niej udaje, że nic nie wie. Jedną osobę można podczas walk zranić tak, że umrze, ale aż 6 przez przypadek? Molly też ma niemiłe wspomnienia związane z Syriuszem. Odsyłam do podsłuchanej przez Dorcas rozmowy w jej 13 rozdziale i do wspomnienia Syriusza jego z rozdziału 7. A jeśli chodzi o Bellę to tak, mamy zamiar pokazać, że jest również człowiekiem.

      Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za komentarz ❤
      Drama

      Polubienie

  4. Abigail

    Po pierwsze to dawno mnie tu nie było (jakieś dwa miesiące :/). Mam nadzieję, że wybaczycie tą nieobecność. Postanowiłam najpierw zostawić komentarz tutaj, bo to ostatni post, a za chwilę uzupełnić komentarze do wcześniejszych.

    Rozdział jak zawsze bardzo dobry 🙂 Ahh Syriusz… Nie dość, że go podejrzewają o zdradę to jeszcze tak akcja z siedmioma zabitymi i przez to Jack i Louis dostali najwyższą karę. Nie mogę sobie wyobrazić jak się czuje, kiedy część członków zakonu patrzy na niego z odrazą i strachem. To niesprawiedliwe, on jeszcze przed dołączeniem do zakonu wyrzekł się rodziny. Powinni to wiedzieć. Nie wyobrażam sobie, żeby nie dali mu chociaż trochę zaufania i nie wcielili to planu B. Pewnie dużo do powiedzenia tam mieli James i Charles. To co powiedział James było cudowne i ta wzmianka o Lily :). Relacja pomiędzy Bellatrix i jej mężem była niezwykle ciekawa. Całkowicie inne spojrzenie na tą postać. I co z tym Regulusem? Jak to się stało, że jest on tam tak szanowany? W idealnym momencie zakończony jest ten rozdział. Nie mogę doczekać się rozwiązania czy plan A się powiódł.
    Pozdrawiam, Abigail

    Polubienie

    1. Bardzo się cieszymy, że znów do nas zajrzałaś! Dla Syriusza to naprawdę ciężki czas i on musi teraz wykazać się ogromnymi pokładami cierpliwości i samokontroli. Członkowie Zakonu powinni wykazać się większą wyrozumiałością, ale jest wojna, a oni są zwykłymi ludźmi. Boją się. Więcej obserwacji odnośnie rodziny Blacków w kolejnym rozdziale Syriusza, a wynik planu A ukaże się w 14 wpisie Jamesa.

      Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za komentarz ❤
      Drama

      Polubienie

  5. AT

    Wesołych świąt również! Szczęścia, radość jak u małego dziecka, ogromnego ducha świat i tego, aby było miło rodzinne. Żeby ten śnieg jednak trochę jeszcze popadal, bo wtedy te swieta czuć, oj czuć 🙂 Ogólnie super spędzonego czasu, to tylko jeden taki dzień w roku, który ma w sobie i trochę jakiejś takiej magii świątecznej. 🙂 No i żeby Świety Mikołaj dzielnie przygotowal dla was cudowne prezenty

    Polubienie

  6. Hej,
    wreszcie zebrałam swoje papierowe notatki (Wy w tym czasie zdążyłyście przenieść bloga i opublikować kilka postów) i skleiłam kilka zdań.
    Po pierwsze:
    żałuję, że swojej przygody z Waszym blogiem nie zaczęłam od przeczytania opowieści Dorcas.
    Zaczęłam od Jamesa, potem Lily, następnie Syriusz, a na sam koniec moja ukochana Dorcas.
    Powiem szczerze, że paring Syriusz+Dorcas (póki co zakładam, że to tak właśnie będzie) jest skonstruowany świetnie. Zacznę od Dorcas… Cóż zapewne wiecie, że u mnie w opowiadaniu ta postać jest/była sparowana z Syriuszem. Piszę bloga od dziesięciu lat i polubiłam tą postać, ale jakbym miała teraz tworzyć opowiadanie, to wymyśliłabym inną dziewczynę- bo tak byłoby prościej. Podchodzę do tej postaci z dużą rezerwą (od razu zaznaczam, że z jednej strony żałuję, że u mnie jest, a z drugiej, tak ją polubiłam i wykreowałam, że chyba bym się popłakała, jakbym miała ją zabić lub nazwać inaczej). Nie chcę się zgubić w swojej wypowiedzi, ale istnieją blogi na które wchodzę, bo lubię perspektywę Jamesa, Lily lub Syriusza. Dorcas to dla mnie taka typowa, drugoplanowa bohaterka. Taka trochę stworzona na doczepkę, żeby Łapie było raźniej. I tak podeszłam do Waszego opowiadania. Zaczęłam od Jamesa, któremu z zachowania dałabym kilka lat mniej, taki dorosły dzieciak, potem Lily, która mnie strasznie denerwowała, no bo ona chyba życia i ludzi nie zna, ale tłumaczyłam sobie- ona jest młoda, Zakon ją wyrobi (błagam niech tak będzie), potem Syriusz, którego traktuje jak romans nad morzem (no wiecie, przystojny, ma motocykl, ma gadane i dba o partnerkę), z drugiej strony wydaje mi się, że jest bardziej zaangażowany i oddany niż James, który niby w Zakonie jest wyżej od niego, jest po prostu racjonalistą i stara się swoim zachowaniem (nie myśleniem) sprawić, że będzie dużo lepiej. Odniosłam wrażenie, że mimo optymistycznego Jamesa, to on właśnie działa bardziej według zasad, a Łapa kieruje się swoimi uczuciami, a potem przeszłam do Dorcas. I od pierwszego rozdziału zakochałam się. Ironiczna, podejrzliwa i jakby powiedział Moody „zawsze czujna”. W dodatku wydaje mi się, że to chyba najbardziej neutralna i tolerancyjna postać w waszym opowiadaniu. Nie osądza, nie podjudza innych, nie martwi się zdaniem innych osób i nie przejmuje się tym, co ją nie dotyczy. Nie robi wokół siebie zamętu, pozwala żyć innym tak jak chcą i sama żyje tak jak chce, nie tłumaczy się i nie obchodzi ją, jak jest odbierana. Najbardziej mi się podoba to, że nie stara się być miła na siłę. Akceptuje to, że ktoś może ją nie lubić i ma to gdzieś, jeśli faktycznie ktoś jej nie lubi. Jesteście moim nr. 1 wśród Dorcas. Gratulacje.
    Gdzieś w połowie historii opowiadanej z perspektywy Jamesa kalkulowałam Wam błędy- głównie literówki – w międzyczasie napisałam trzy rozdziały, sprawdzałam je po kilka razy i wyłapywałam u siebie masę błędów stylistycznych i zwykłych literówek – dlatego się nie czepiam. Po prostu czasami za szybko się pisze i oko tego nie zauważa.
    Trochę mi przeszkadzało, że Syriusz i James są starsi od dziewczyn, ale potem (to nie jest źle) było mi wszystko jedno, bo to fan fiction i mam nadzieję, że jak tu nie działacie według kanonu to będą żyć długo i szczęśliwie.
    Misje, szkolenie i życie w Zakonie Feniksa. Jestem ciekawa jak tworzycie opowiadanie. Spotykacie się i razem piszecie? Omawiacie punkt po punkcie, jak co ma wyglądać? Wszystko jest tak dopracowane, że ja nie wierzę, że opowiadanie piszą dwie osoby. Opis misji z odbicia Notta, niby misja ta sama, a tak naprawdę czytając to z perspektywy czwórki bohaterów, ma się wrażenie, że to były inne misje. Każdy wniósł inne informacje i inne emocje.
    Kolejna kwestia… Opisy. O Merlinie. Ja chcę zapytać: ile wy macie lat? Bo ja mam ledwo 23 i powiem szczerze, że po przeczytaniu kilku Waszych rozdziałów zrobiło mi się głupio i bardziej skupiam się na opisach u siebie, szukam źródeł, inspiracji, jakiegoś punktu zaczepienia. I dziękuję Wam, bo zauważyłam, że od półtora miesiąca staram się dużo bardziej nad budowaniem tła do mojej opowieści, przez co opowiadanie jest bogatsze.
    Nie spodziewałam się, że po tylu latach, ktoś stworzy bloga, który ma kanonicznych bohaterów, bazuje na kanonicznych wydarzeniach, w dużej mierze odbiega od tego kanonu i jest bardzo dobrze napisany, i to tak, że to się mocno kupy trzyma. Bardzo dobra robota.
    Na koniec: Na nowej stronie rozdziały czytałam na telefonie więc nie mam pojęcia jak to działa, ale kwestia jakiegoś Spamu/Informacji od innych blogowiczów była trochę niejasna- głupio mi się było wpieprzać z informacją o nowym rozdziale u mnie pod najnowszym postem, bo to nieładnie, tym bardziej, że od chyba dwóch miesięcy Wam obiecuję, że doczytam i skomentuję, a dopiero teraz wszystko udało mi się scalić, a Drama to mnie komentuje co notkę, a ja co notkę jej obiecuję rewanż. HA! teraz to w długości komentarza nikt mnie nie pobije! Więc na nowej stronie oczekiwałabym takiego miejsca specjalnego na Spam i inne Informacji od innych blogowiczów. I to tyle. Jak na kompie odpalę stronę i się z nią zapoznam to Wam powiem, jak coś będzie niejasne.
    No i w osobnym akapicie chciałam przeprosić za tak długą zwłokę z komentowaniem, ale jednak warto było powoli czytać Waszego bloga. Sama piszę niekanoniczne (oj i to jak bardzo), ale uwierzcie mi, że ciężko mi się przestawić na tryb niekanoniczny w innych opowiadaniach. To nic złego, to kwestia tylko i wyłącznie mojego podejścia. W międzyczasie zapisywałam na kartkach jakieś uwagi i hołd Merlinowi za wolne po Świętach (zamiast notatek na studia i materiałów na magisterkę, wzięłam notes ze sprawami blogowymi do domu- brawo), że po przeczytaniu tak dużego materiału nie wiedziałabym co mam napisać. I w sumie dopiero przy Dorcas zrozumiałam jak dobre jest to opowiadanie, bo ona wam wyszła niesamowicie- czekam na zmianę Lily, ta drama u niej jest denerwująca :P.
    Informujcie mnie u mnie w zakładce o nowościach (lub mail: kociol1794@gmail.com) od dziś nie będzie rozdziału bez mojego komentarza, bo Wasze opowiadanie to kawał dobrej, solidnej roboty.
    Posłodzę Wam w następnych komentarzach 🙂
    Pozdrawiam ciepło i buziam :*,
    SBlacklady
    http://kociol-pelen-amortencji.blogspot.com/
    PS. Jak coś mi się przypomni to napiszę. Jestem po dwóch grzańcach i czuję, że ten komentarz jest chaotyczny 😀
    PS2. U mnie nowy wpis- info dla Dramy 😛 Uwielbiam Twoje komentarze :*
    PS3. Przypomniało mi się- Błagam, niech Alicja i Mary przestaną być takie nachalne 😀
    PS4. Przypomniało mi się- Bracia Prewettowie ge-nial-ni!
    PS5. Właśnie ogarnęłam, że miałam pisać też o innych bohaterach, ale to 3 strony w Wordzie by wyszły, także pewnie potem będę doczepiała uwagi, ale ogólnie: dobrze ich zrobiłyście 😀

    Polubienie

    1. Nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszył nas Twój komentarz ❤ czekałyśmy na niego długo, ale warto było, bo właśnie w takich chwilach, jak po przeczytaniu go, aż chce się usiąść do komputera i pisać. To nowa motywacja i zapał, za który dziękujemy.

      Po pierwsze to cieszymy się z tego, jak odebrałaś naszych głównych bohaterów. Tak właśnie chcemy, by byli odbierani. W tym momencie naszej historii Lily rzeczywiście jest jeszcze bardzo niedojrzała, Syriusz poddaje się emocjom, z którymi niezbyt sobie radzi, a to właśnie James jest w ich duecie głosem rozsądku. A poza tym wielkim komplementem była dla nas, a szczególnie dla Furii, Twoja ocena Dorcas. Bo choć wszystko ustalamy razem, to właśnie Furia pisze notki Dor. A samą Meadowes właśnie taką, jak napisałaś, próbujemy kreować. A myślę, że im dalej w las, tym bardziej będziesz ją lubić – nie zdradzę wiele, tylko to, że już niedługo (około rozdziału 20) jej życie ponownie zostanie wywrócone o 180 stopni. Niestety na zmianę u Lily będzie trzeba poczekać troszeczkę dłużej – mam nadzieję, że jeszcze kilka rozdziałów dramy, naiwności i dziecinności nie zniechęci Cię do dalszego śledzenia naszego bloga.

      A jeśli chodzi o to, jak piszemy… Rozmawiamy godzinami i ustalamy najmniejsze szczegóły. W sumie już kilka lat temu miałyśmy plan na tę historię i już wtedy z grubsza wiedziałyśmy, co się w niej wydarzy do samego końca. Wtedy jednak byłyśmy pewne, że nie będziemy potrafiły przelać naszych pomysłów na „papier”. Nigdy wcześniej nic nie pisałyśmy. Ale przyszedł taki moment, gdy postanowiłyśmy spróbować zrobić to dla siebie i nie publikować – no a wyszło, jak wyszło. Teraz tylko tą historię rozbudowujemy i ulepszamy. Wprowadzamy nowe pomysły, a jeśli są jakieś nieścisłości i coś nie pasuje w głównym planie – omawiamy je długo, zanim znajdziemy lepsze alternatywy. Fajnie, że opisy przypadły Ci do gustu – nieraz boimy się dłużyzny i zdarza nam się przesadzać w obie strony. Lat mamy JESZCZE 19 i 21, chociaż już w ciągu tygodnia się to zmieni w obu przypadkach 😀

      Jeśli chcesz, to oczywiście będę Cię informować o nowych notkach na Twoim blogu, chociaż wystarczy dołączyć do Obserwatorów – funkcja w pasku bocznym – i automatycznie będziesz dostawać powiadomienia na maila.

      Bardzo dziękujemy za ten dłuuuugaśny komentarz. Tyle w nim miłych słów, że serce rośnie! Mamy nadzieję, że kontynuacja historii Cię nie zawiedzie! A Drama na pewno zajrzy do Ciebie w tym tygodniu i zostawi komentarz, ale na pewno nie aż tak długi – tu pobiłaś wszelkie rekordy. Pozdrawiamy serdecznie i życzymy szampańskiej sylwestrowej zabawy!
      Drama&Furia

      PS. Bardzo jesteśmy ciekawe, co konkretnie sądzisz o naszych innych bohaterach drugoplanowych – mamy nadzieję, że te 3 strony w Wordzie rozbijesz i fragmenty będziesz przemycać w kolejnych komentarzach.
      PS2. I jeszcze byłybyśmy bardzo wdzięczne, jakbyś wspomniała, jak podoba Ci się pomysł rozdziałów bonusowych i co sądzisz o RUFUSIE 😉
      PS3. Fragment o notatkach na studia i blogowym kajeciku rozłożył nas na łopatki xD

      Polubienie

      1. ok, juz tam skomentowałam 😀
        Przy okazji zauwazyłam listę członków Zakonu Feniksa i chyba skopiuję tych „bardziej” znanych i napiszę, co o nich sądzę- tak będzie chyba szybciej 😀

        Zasłużyłyście na miłe słowa i cieszę się, że mój komentarz wpłynął na Waszą wenę 🙂
        Powodzenia!
        Buziam :*
        SBlackLady

        Polubienie

  7. Amortencja💖💖

    Bardzo tajemniczy ale też pełen adrenaliny rozdział bardzo mi się podobał i wydaje mi się albo jest on jednym z dłuższych
    Poza tym podoba mi się jak wybrnął z sytuacji z Lestrangem i to mi się podoba tak naprawdę w Huncwotach gra na zwłokę
    Ciekawa jestem co Orion pomyślał po tak nagle zerwanym procesie (musiał się nieźle zaskoczyć widząc palącą się Gran Negro
    Uwielbiam takie powieści z cząstką adrenaliny i tajemnic. Można się nieźle wciągnąć czytając
    Pozdrawiam i przesyłam kopa do pisania kolejnych rozdziałów bo z utęsknieniem czekam na J18😘😘

    Polubienie

    1. Bardzo dziękuję za komentarz i tyle miłych słów! Cieszymy się, że rozdziały zawierają w sobie nutkę grozy, są nieoczywiste i dobrze się je czyta 🙂 mamy nadzieję, że kolejne również nie zawiodą Twoich oczekiwań!

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do AT Anuluj pisanie odpowiedzi